środa, 22 lutego 2012

Zapraszam na sugestia.pl

Moje kolejne wpisy będą pojawiać się na stronie sugestia.pl 
Znajdziecie tam też wiele innych interesujących tekstów na temat psychologii
Zapraszam na sugestia.pl!

środa, 15 lutego 2012

Jesteś KIMŚ, bo… jesteś



Urodził się w 1944 roku w katolickiej rodzinie w stanie New Jersey w Asbury Park. Marzył, by zostać aktorem. Jego pierwszym występem była rola św. Franciszka z Asyżu w szkolnym przedstawieniu.

Imał się różnych zajęć. Został nawet fryzjerem, ale nigdy nie porzucił marzeń o aktorstwie. Zadebiutował dość późno, w wieku 24 lat. Natomiast pierwszą, drugoplanową rolę w wielkim filmie  otrzymał już jako 31-latek. Zagrał Martiniego, jednego z pensjonariuszy zakładu dla psychicznie chorych, w adaptacji powieści Kena Keseya "Lot nad kukułczym gniazdem". Miał więc okazję wystąpić u boku znakomitego Jacka Nicholsona.

Sławę zyskał wreszcie kreując postać Louiego de Palmy w telewizyjnym show „Taxi”. Seria była nadawana w latach 1978-1983. Nasz bohater grał doskonale: na tyle, by uwielbiali go krytycy, a jego postać… znienawidzili widzowie. Później, w 1998 w badaniach magazynu TV Guide Amerykanie uznali, że Louie De Palma to 50-ty największy telewizyjny bohater wszechczasów.

W latach 80-tych był już świetnie znanym, wziętym aktorem. Do dziś  ma za sobą wiele znanych i pamiętnych ról. Jest uznawany za jednego z najbardziej znaczących aktorów, reżyserów (pamiętacie komedię „Starsza pani musi zniknąć”?) i producentem w USA. W 2011 roku jego gwiazda znalazła się w Hollywoodzkiej Alei Sławy. Prywatnie, od 1981 roku jest szczęśliwym mężem aktorki Rhei Perlman, z którą ma trójkę dzieci. Być może wiecie, o kim mowa. To Danny DeVito.

Wydaje się to jedna z tych znanych historii, w których spełniło się amerykańskie marzenie, prawda? No jasne, że tak jest! Dlaczego więc warto ją przytaczać?
Danny DeVito ma 152 cm wzrostu. Jest – delikatnie mówiąc – okrągły oraz łysy. Nie znam go i prawdopodobnie nie będę miał tej przyjemności, ale wiem, że nie wszyscy ludzie o takiej fizjonomii są na tyle pewni siebie i potrafią siebie zaakceptować, by realizować swoje pragnienia. Rozejrzyjcie się wokół, a zobaczycie, że wielu z nich traktuje to jako ograniczenia blokujące ich na autostradzie do marzeń.

Owszem, nad wizerunkiem – choćby otyłością - można pracować. Są od tego poradniki, salony kosmetyczne, odpowiednie diety czy nawet gabinety chirurgii plastycznej. Ale warto uzmysłowić sobie przede wszystkim, że każdy z nas jest wartościowy dlatego, bo taki po prostu się urodził. Jest wartościowy, ponieważ jest sobą.

Ludzie z niskim mniemaniem o sobie wyciszają swoją asertywność, jakby przykręcali w dół „volume” podczas ulubionej piosenki, ponieważ wstydzą się przyznać, że im się podoba.  Uważają, że im „wolno mniej”. A na jakiej podstawie? Bo chłopaki w szkole woleli chudą Jolkę? To częste, ale w gruncie rzeczy, naprawdę bezsensowne zachowanie.

Nigdy nie musimy się tłumaczyć z tego, czego pragniemy,  nie powinnyśmy rezygnować ze swoich marzeń, o ile tylko nie robimy komuś krzywdy. Taka jest definicja asertywności. A tą umiejętność powinien wykształcać w sobie każdy. Realizowanie naszych pragnień jest dobre dla całego otoczenia. Bo, im jesteś szczęśliwszy, tym fajniej z Tobą przebywać i tym bardziej pozytywnie widzisz świat. Jeśli mamy ograniczenia – np. fizyczne, pracujmy nad nimi, ale nie pozwólmy im nadgryzać naszego poczucia własnej wartości. Sam fakt, że w ogóle jesteś, wystarczy, byś czuł się KIMŚ wyjątkowym.
Multo die!