poniedziałek, 30 stycznia 2012

Australian Open a formuła sukcesu


Każdy może się poprawić, dojść do czegoś, czego pragnie, jeśli tylko konsekwentnie stosuje najprostszą formułę sukcesu. Być może to, co przeczytasz wyda Ci się banalne, ale ja nadal widzę masę osób, nie stosujących tej, wydaje się oczywistej teorii.

Formuła, jaką poznałem już sporo lat temu z jednej z najbardziej znanych książek Anthony’ego Robbinsa – „Obudź w sobie olbrzyma”, przypomniała mi się w związku z zakończonym w niedzielę wielkoszlemowym turniejem tenisa ziemnego – Australian Open. Wygrali go Novak Djoković i Wiktoria Azarenka. Białorusinka, po drodze do zwycięstwa, stoczyła w sumie tylko dwa trudne mecze – jeden z nich w ćwierćfinale z Agnieszką Radwańską, która robi wyraźne postępy. Tenis to jedna z moich największych pasji i coraz lepsza postawa  Polki bardzo mnie cieszy.

Radwańska weszła do grona profesjonalistek jako super utalentowana juniorka. Szybko pięła się w górę rankingu, ale w pewnym momencie jakby się zatrzymała. Jak gdyby dość szybko, mimo młodego wieku, osiągnęła granicę swoich możliwości. To dość irytujące dla fanów jej talentu zjawisko trwało jakiś czas, ale w poprzednim roku nastąpiło wreszcie przełamanie. A to dlatego, że w końcu coś zmieniła. Pojawił się przy niej nowy, młody trener, poprawiła serwis, wytrzymałość i – ewidentnie – mentalną stronę swojej gry. Nie ma już częstego kiedyś biadolenia na korcie, cierpiącej miny i rezygnacji. Gra, walczy, szuka rozwiązań – także w przegranym spotkaniu z Azarenką starała się to robić do końca.

Oczywiście, ma jeszcze sporo do poprawienia. Jeśli nie wzmocni się fizycznie może być ciężko odnosić zwycięstwa nad siłowo i motorycznie świetnie przygotowanymi tenisistkami, które liderują w kobiecym rankingu. One łomoczą piłkę niczym młot pneumatyczny (Azarenka, Maria Szarapowa, Petra Kvitova…). Kto wie, być może Polka nie da rady wspiąć się na sam szczyt, choć już jest szóstą rakietą świata. Ale widać, że jej otoczenie i ona sama, zaczęli wyciągać wnioski. I chyba nie poprzestaną na laurach. Po prostu umiejętnie stosują bardzo prostą formułę sukcesu, jaką kiedyś opisał Robbins.

Formuła ta składa się z czterech punktów:
  1. Zdecyduj czego chcesz (np. poprawić swoją grę)
  2. Przystąp do działania (pracuj nad tym)
  3. Obserwuj co się sprawdza, a co nie (wyciągaj wnioski z tego, jakie otrzymujesz efekty danych działań, np. konkretnego rodzaju treningu)
  4. Zmieniaj swoje zachowanie dopóty, dopóki nie osiągniesz zamierzonego celu
Jeśli się zastanowicie, taki sposób działania ma zastosowanie praktycznie do wszystkiego, na czym Wam zależy i do czego dążycie. W sporcie sprawdza się świetnie, ale w rzeczywistości działa w każdej dziedzinie. 

Najważniejsze to zawsze dojść do punktu czwartego tego cyklu i konsekwentnie go realizować. Bez względu na to, że po drodze można doznać iluś tam zawodów. Jak powiedział wynalazca Tomasz Edison - człowiek, który opatentował żarówkę: „Nigdy się nie zniechęcam, ponieważ każde odrzucenie niewłaściwej próby stanowi kolejny krok naprzód.

Multo die!

2 komentarze:

  1. Szkoda, że nic nowego się nie pojawiło na blogu, bo temat bardzo ciekawy! Może by go tak wskrzesić? :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Witam,
    Blog był prowadzony później na stronie www.sugestia.pl
    Trafiły tam niektóre wpisy z tej strony i pojawiło się wiele nowych. Jeśli jesteś zainteresowana zapraszam. Od kilku miesięcy pisanie zostało zawieszone ze względu na inne obowiązki, ale wróci na pewno :).

    Pozdrawiam serdecznie
    Miłosz Karbowski

    OdpowiedzUsuń